Z Puźnik pochodził mój ojciec, Stefan Baraniecki, a Baranieccy żyli w Puźnikach od końca XVIII wieku przez sześć pokoleń. Wspomnienia o tym miejscu często wypełniały rozmowy podczas rodzinnych spotkań mojego dzieciństwa. Zawsze chciałem tam pojechać i w końcu marzenie to udało się spełnić.
Planując wyprawę, doszedłem do wniosku, że warto zabrać ze sobą rowery, aby dotrzeć do Puźnik szybciej niż piechotą i przy okazji zobaczyć więcej innych miejsc. Pomysł nie do końca okazał się trafiony :), ale mimo wszystko warto było.
Wyprawa na Ukrainę odbyła się w dniach 1-5 Maja 2019 roku i brało w niej udział 6 osób. Oprócz mnie, w ekipie była jeszcze moja żona Krystyna, mój brat Jacek Baraniecki, dwójka jego dorosłych dzieci Ewa i Michał, oraz Adam Bielawa – wnuk Jana Biernackiego, puźnickiego organisty.
Granicę przekroczyliśmy trzema samochodami w Budomierzu, skąd slalomem po lokalnych dziurawych drogach udaliśmy się do Lwowa. Po 3 godzinach zwiedzania lwowskiej starówki ruszyliśmy dalej i drogą przez Tarnopol dotarliśmy późnym wieczorem do Motelu 57 km koło Buczacza, gdzie była nasza baza noclegowa.
Motel jest położony na obrzeżach Buczacza przy drodze na Monasterzyska i zapewnia całkiem niezłe warunki noclegowe. Najkrótsza droga do Puźnik zaczyna się tuż przy motelu i wiedzie przez Barysz. Długość trasy, to ok. 14 km, co dla nawet przeciętnych rowerzystów wydaje się dystansem stosunkowo krótkim.
Początek drogi zobaczyliśmy z naszego okna na drugi dzień, gdy było już jasno (patrz fotografia poniżej). Rano padał deszcz, ale wkrótce się rozpogodziło. Przygotowaliśmy rowery i optymistycznym nastawieniem wyruszyliśmy.
Glina
Jak wiadomo, bogactwem Ukrainy są żyzne czarnoziemy, a teren, na którym się znajdowaliśmy dominował w czarnoziemy gliniaste. Jazda rowerem po polnej gliniastej drodze wydawała się początkowo całkiem wygodna. Pomimo mokrej nawierzchni, droga była w miarę dobrze utwardzona i nie tworzyło się błoto, które mogłoby istotnie utrudnić jazdę.
Glina ma jednak taką cechę, a przynajmniej ta glina po której jechaliśmy, że jeśli jest mokra, to doskonale przykleja się do opony. Po kilkuset metrach takiej jazdy, warstwa przyklejonej gliny staje się na tyle gruba, że skleja się z błotnikami i dodatkowo zakrywa klocki hamulcowe. Nie dało się dalej jechać, a nawet prowadzenie roweru okazało się niezwykle trudne, ponieważ zasychająca glina unieruchamiała koła. Zdecydowaliśmy się na odwrót i z trudem wróciliśmy do punktu wyjścia.
Jednak nie skapitulowaliśmy. Na pobliskiej stacji benzynowej oczyściliśmy rowery z gliny i zdecydowaliśmy, że pojedziemy do Barysza lepszą drogą przez Wierzbiatyn.
Droga przez Wierzbiatyn
Częściowo asfaltowa droga pozwalała w końcu na w miarę przyjemną jazdę. Aby nie ryzykować kolejnego zaklejenia się kół, musieliśmy jednak zdjąć lub podnieść błotniki.
Okoliczne tereny są bardzo malownicze i w większości mają charakter rolniczy. Mijaliśmy kilka stawów. Znaleźliśmy też przecinający drogę nasyp kolejowy nieistniejącej już linii kolejowej łączącej kiedyś Buczacz ze Stanisławowem i będącej fragmentem Galicyjskiej Kolei Transwersalnej.
Pola i gospodarstwa są zadbane, a ludzie wydają się być pogodni i zaradni. Na nasz widok byli trochę zdziwieni, nic dziwnego, wycieczek rowerowych raczej nie spotyka się tam zbyt często.
Dotarliśmy do Barysza.
Barysz
Barysz jest wsią dość rozległą położoną na pagórkowatym obszarze. Posiada długą i ciekawą historię. W XVI wieku, Barysz otrzymał prawa miejskie, które utracił po II Wojnie Światowej. Przed wojną mieszkało tu ok. 7 tys. ludzi, z czego 65% stanowili Polacy, 30% Ukraińcy i 5% Żydzi. Dziś wioska liczy ok. 2,5 tys. mieszkańców. Do roku 1904, parafia Barysz obejmowała wieś Puźniki.
Z uwagi na spore opóźnienie, nie mieliśmy jednak czasu, aby dokładnie przyjrzeć się wszystkim zakątkom wsi. Przemknęliśmy więc szybko rowerami z krótkimi przerwami na wykonanie zdjęć. Udało nam się zamienić kilka zdań z miejscowymi ludźmi. Byli bardzo mili, ale się trochę dziwili, gdzie my jedziemy, przecież tam nic już nie ma.
Po drodze mijamy stary młyn i chyba śluzę. W głowie pojawił mi się obraz z traumatycznych wspomnień mojego stryja, Stanisława Baranieckiego, gdy opuszczał Puźniki w roku 1945 drogą właśnie przez Barysz, 3 dni po pogromie.
Dojazd do Puźnik od Barysza
Po przejechaniu przez Barysz, droga do Puźnik zaczyna się po ostrym zakręcie w prawo. Jedziemy krętymi drogami wśród pól i małych lasów. Podziwiamy piękne krajobrazy i zadbane pola. Co jakiś czas zatrzymujemy się, aby zdjąć z kół nagromadzoną glinę. Na telefonach mamy dokładną mapę z nawigacją. Wszystko się zgadza, Puźniki już niedaleko.
Jedziemy drogą na duże wzniesienie i dojeżdżamy na górę, gdzie stoi przydrożny krzyż. Widzimy stąd kolejne wzniesienie, prawie w całości zalesione. Tak, to na pewno Puźniki.
Krzyż został postawiony na skrzyżowaniu różnych dróg i występuje również na przedwojennych mapach topograficznych. Do centrum Puźnik można się dostać z tego miejsca na dwa sposoby. Pierwszą opcją jest zejście drogą na południe, aby wejść do Puźnik dołem od wschodu. Druga droga wiedzie górą w stronę Zalesia, aby po około 1 km zejść w dół od północy. Ustaliliśmy, że dostaniemy się do Puźnik od wschodu, a wrócimy górą od strony Zalesia.
Zjechaliśmy zatem rowerami ostro w dół do mocno podmokłego skrzyżowania, skąd prawdopodobnie bierze początek puźnicki potok, zwany „Potoczkiem”. Po lewej stronie znajdowała się zapewne kiedyś dzielnica Kolonia, a my pojechaliśmy trawiastą drogą w prawo, wzdłuż zarośniętego już potoku. Układ dróg zmienił się tu nieco od czasów istnienia wsi. Ta droga, którą jechaliśmy jest równoległa do historycznej głównej drogi Puźnik i została wytyczona prawdopodobnie, jako droga dojazdowa do stawu.
Okazało się, że nie byliśmy jedyną grupą turystów, która w tym czasie zamierzała odwiedzić Puźniki. Spotkaliśmy samochód terenowy szukający dogodnego wjazdu do nieistniejącej wsi. Po zagadnięciu, starsza pani powiedziała po ukraińsku, że mieszkała tu zaraz po wojnie. Niestety, nie mieliśmy czasu na dłuższą pogawędkę. Jak się dowiedzieliśmy kilka dni później, do Puźnik próbowała się dostać jeszcze grupa Polaków idąca od Zalesia, ale bezskutecznie z uwagi na zbyt podmokły teren.
Dotarliśmy do stawu, który dzisiaj znajduje się w miejscu dawnego „stawku”, ale z uwagi na sztuczne spiętrzenie wody (mała śluza), jest od niego nieco większy. Niedaleko, bardziej pod górę w stronę na północ, znajdowała się kiedyś „Kiernica”, czyli kolejne źródełko, które poprzez „Stawek”, spływało do „Potoczka”.
Przy stawie musieliśmy zejść z rowerów, aby przeprowadzić je jeszcze trochę w kierunku południowym ścieżką przez las. Znaleźliśmy się od razu w samym centrum wsi.
Wieś Puźniki
Większość powierzchni dawnych Puźnik jest aktualnie zarośnięta lasem, częściowo z nasadzeń a częściowo dzikimi drzewami i krzewami wymieszanymi gdzieniegdzie z resztkami starych drzew owocowych, które teraz podczas majowego kwitnienia wyraźnie zaznaczyły swoją obecność. Okres wiosenny jest generalnie dobrym okresem na penetrację tego terenu z uwagi na mniejszą intensywność roślin.
Wchodząc do lasu, dość szybko znaleźliśmy się na głównej drodze wsi i skierowaliśmy się w prawo na wschód. Rowery zostawiliśmy przy zwalonych drzewach i jak się okazało, było to samo centrum wsi, na skrzyżowaniu głównych dróg tuż przy nieistniejących już kościele.
Wzdłuż drogi do Koropca obok kościoła zachowały się jeszcze stare lipy. Bez trudu znaleźliśmy „grotę”, czyli odnowioną po wojnie kapliczkę z figurą Matki Boskiej, a następnie ślady po plebanii. Wyraźne są również ślady murów kościoła. W miejscu, gdzie znajdował się ołtarz, leży obecnie betonowy krzyż, a na nim położone zardzewiałe resztki żelaznego krzyża z dachu kościoła.
Rozeszliśmy się w różne strony i szukaliśmy jakichkolwiek śladów dawnych zabudowań. Znaleźliśmy wąwóz schodzący w stronę dawnego potoku, który był nazywany rowem Baranieckiego. Po lewej stronie rowu, przy drodze głównej był nasz rodzinny dom. Żadnych śladów, tylko krzaki i drzewa. Idąc wzdłuż rowu natknęliśmy się na bardzo stare drzewa owocowe, pewnie ze starego sadu. Na samym dole widać zarośnięte koryto potoku i zanim już zaczyna się kolejne wzniesienie.
Idąc od kościoła na południowy wschod dotarliśmy do cmentarza. Było już jednak późno i musieliśmy wracać. Będziemy tu następnego dnia.
Wyjazd z Puźnik drogą na Zalesie
Wycofaliśmy się z centrum Puźnik do stawku, skąd poszliśmy z rowerami prosto pod górę, drogą na Zalesie. Za nami mogliśmy zobaczyć widok na całe wzgórze, gdzie znajdowała się wieś. Rzeczywiście musiało być tam kiedyś pięknie.
Na samej górze wsiedliśmy już na rower i kierując się w prawo dojechaliśmy polną drogą do przydrożnego krzyża, gdzie byliśmy już wcześniej. Wracamy tą samą drogą przez Barysz .
Byliśmy już trochę zmęczeni i przepełnieni wrażeniami. Po drodze, na przeciwko parku w Baryszu, krótka przerwa na piwko.
Dzień drugi – Nowosiółka Koropiecka
Na drugi dzień pojechaliśmy samochodami i bez rowerów, aby wejść do Puźnik od strony Nowosiółki Koropieckiej. Pojechaliśmy przez Monasterzyska, a następnie drogą H18 do Komarówki, gdzie skręciliśmy w lewo do Werbki, skąd mogliśmy zobaczyć w oddali lesiste wzgórze Puźnik od strony zachodniej.
Jadąc dalej w kierunku Koropca, zatrzymaliśmy się na sesję zdjęciową ze wspaniałym widokiem na Dniestr. W Koropcu zrobiliśmy krótki rekonesans, zobaczyliśmy pałac Badenich, rzekę Koropiec i ruszyliśmy dalej w kierunku Nowosiółki drogą na Zubrzec i Porchową.
Parę kilometrów za Koropcem skręcamy w lewo i wjeżdżamy do wsi Sadowe. Taka jest obecna nazwa Nowosiółki Koropieckiej, która przed wojną była wsią bardzo blisko związaną z Puźnikami i również w zdecydowanej większości wsią Polską. Stąd pochodziła większość szlacheckich rodzin, które dały początek Puźnikom.
Zaparkowaliśmy samochody przy kościele. Wieś była kompletnie opustoszała. Spotkaliśmy jedynie starszą babcię, która powiedziała nam, że wszyscy mieszkańcy poszli na pogrzeb. Mogliśmy swobodnie przyjrzeć się poszczególnym domom, z których kilka wyglądało naprawdę uroczo. Być może, gdyby Puźniki nie zostały po wojnie zrównane z ziemią, to dzisiaj wyglądałyby podobnie.
We wsi znajduje się zrujnowany budynek szkoły, jeszcze przedwojennej. Znaleźliśmy pierwszy polski znak – dachówkę wyprodukowaną w fabryce w Płaszowie koło Krakowa.
Aby pójść do Puźnik, trzeba iść drogą po lewej stronie dzwonnicy przy kościele, następnie mijając cmentarz po prawej idziemy praktycznie cały czas prosto w dół.
Na horyzoncie widać las, gdzie znajdują się Puźniki. Czas przejścia z Nowosiółki do Puźnik zajmie nam około 40 minut.
Wejście do Puźnik od strony Nowosiółki
Na samym dole jest rozwidlenie, gdzie należy skręcić w prawo i iść do góry. Rozwidlenie to wydaje się być dobrym miejscem, gdzie można ewentualnie dojechać zwykłym samochodem osobowym i stąd dalej iść już pieszo.
W chwili, gdy zbliżaliśmy się już do Puźnik, zobaczyliśmy za sobą kondukt pogrzebowy, który udawał się do kościoła w Nowosiółce, prawdopodobnie z miejsca nazywanego w dawnych czasach „Łopuszna”. W większości byli to zapewne mieszkańcy wsi Sadowe.
Gdy byliśmy już na wzniesieniu, droga skręca łagodnym łukiem w prawo i omija Puźniki od południa dochodząc do podmokłego skrzyżowania przy Kolonii, na którym byliśmy dzień wcześniej. Nie wiedzieliśmy, czy idąc na wschód znajdziemy jakąś dogodną drogę w lewo prowadzącą do Puźnik. Zdecydowaliśmy się zatem znaleźć jak najkrótszą trasę i poszliśmy prosto przez pole a następnie skosem na północny zachód. Przejście to pokrywało się mniej więcej ze starą drogą łączącą centrum Puźnik z Nowosiólką, która dzisiaj jest jednak kompletnie zaorana.
Idąc polem należy kierować się do lasu bardziej w lewo, do miejsca, gdzie znajduje się przecinka na linię energetyczną, co pozwala na dotarcie do centrum Puźnik od strony cmentarza.
Cmentarz w Puźnikach
Idąc przecinką w dół, natknęliśmy się na pierwsze groby, Heleny Kusińskiej i Józefa Jedlińskiego. W tym miejscu, stary cmentarz otoczony pierwotnie podmurowanym płotem, łączy się z nowym cmentarzem puźnickim, będącym przedłużeniem starego cmentarza. Niestety, teren ten został w dużym stopniu zdewastowany, co wynika z tego, że przebieg linii energetycznej został wytyczony akurat tędy.
Pochówki na nowym cmentarzu odbywały się już w czasie wojny, kiedy to nie stawiano kamiennych nagrobków tylko drewniane krzyże, przeważnie dębowe. Znaleźliśmy miejsce, gdzie leżało wiele starych krzyży drewnianych, prawdopodobnie wyciągniętych z różnych mogił i rzuconych na gromadę w jednym miejscu. Miałem nadzieję, że odnajdę krzyż z grobu mojego dziadka Antoniego, który wg wspomnień mojego stryja, posiadał pewną cechę szczególną – z uwagi na sęk, został zbity za pomocą dwóch gwoździ. Niestety nie znalazłem.
Staraliśmy się odnaleźć jak najwięcej grobów. Każdą znalezioną mogiłę udokumentowaliśmy wykonując zdjęcia oraz pomiar współrzędnych geograficznych. Poniżej znajduje się plan położenia mogił opracowany przez Jacka Baranieckiego na podstawie zebranych i uśrednionych wielu pomiarów satelitarnych.
Plan dojścia
Poniżej znajduje się plan naszej trasy dojścia do samych Puźnik od strony Barysza wraz z naniesionymi istotnymi punktami współrzędnych. Wykorzystałem tutaj dostępną w serwisie GPS Visualizer mapę topograficzną, na którą nałożyłem w półprzeźroczystości mapę satelitarną. Obie mapy nie są zbyt aktualne, ale powinny pomóc w dotarciu do Puźnik każdemu, kto chciałby się tam kiedyś wybrać.
Dzień objazdowy
W ostatnim dniu pobytu na Ukrainie, chcieliśmy zobaczyć inne miejsca w regionie wokół Puźnik, w szczególności malownicze zakola Dniestru. Z Buczacza udaliśmy się samochodami przez Monasterzyska drogą H18 na południe, gdzie przekroczyliśmy Dniestr tuż przed Niżniowem. Następnie zwiedziliśmy miasto Tłumacz i jadąc na wschód dotarliśmy do ruin zamku Rakowiec. Ponownie przekroczyliśmy Dniestr przed Łuką i dość trudną drogą dojechaliśmy do Potoka Złotego, gdzie podziwialiśmy ruiny zamku Potockich.
Następnie przez Sokołów i Skomorochy dotarliśmy do rzeki Strypy wijącej się wśród górzystych terenów, skąd udaliśmy się na wycieczkę pieszą nad „Wodospady Nad Strypą„. Wzdłuż Strypy pojechaliśmy w kierunku Buczacza do zamku w Jazłowcu, gdzie zamieniliśmy kilka słów z siostrą zakonną ze znajdującego się obok klasztoru Zakonu Niepokalanek. Zwiedziliśmy oczywiście Katakumby Sióstr Niepokalanek.
Późnym wieczorem wróciliśmy do Buczacza, aby następnego dnia ruszyć w drogę powrotną do Polski.
***
Marzenie zobaczenia Puźnik zostało spełnione. Cały wyjazd był dla nas bardzo wzruszający a zarazem okazją do odwiedzenia innych ciekawych miejsc dawnych polskich Kresów wschodnich.
Opracowanie:
Członek Stowarzyszenia Nowosiółczan i Puźniczan
Informatyk, diaMedica.pl
4 komentarze do „Rowerem do Puźnik 2019 – relacja z wyprawy”
Czy idąc od Nowosiółki przed Puźnikami na wzgórzu wśród pól jest nadal drewniany duży krzyż ➕ wchodziliśmy w 2014 właśnie od strony Nowosiółki
Przy drodze tak, ale wśród pól nie zauważyłem.
Rów gdzie zginęło bardzo dużo mieszkańców Puźnik nazywa się „rowem Borkowskiego”
Tak, „rów Borkowskiego” jest na wschód od kościoła. Nie byliśmy w tym miejscu.